Salon Win Karpackich

Dwór Kombornia.

Południe Polski, Beskid Niski, Krosno. W okolicy wieś Kombornia, a w niej odrestaurowany dworek jakich sporo w tych stronach. Z zewnątrz ładnie, sielsko. Wewnątrz czuć jednak, że od ostatniego remontu upłynęło pewnie jakieś dwadzieścia lat. Jednakże, na uboczu terenu dworskiego znajduje się wkopana w mały pagórek prawdziwa perełka – Salon Win Karpackich.

To dość spora kamienna piwniczka, w której od razu czuć chłód i trochę wilgoci mimo ciepłego dnia na zewnątrz. Wewnątrz witają nas dwa rzędy ustawionych na baczność win oraz spory zapas poniżej, jeżeli coś rzuci nam się w oczy (i podniebienie!). Na wprost wejścia króluje wielka mapa ilustrująca koncept przyświecający temu miejscu. Śledzimy pasmo Karpat wijące się przez większość Europy Środkowej, zahaczające o 8 państw. Pan Ryszard Skotniczny, ojciec tego pomysłu, a zarazem właściciel dworku, prezes fundacji Slow Beskid, a dzisiaj nasz sommelier usadawia nas za rogiem, robi szybki rekonesans co do wiedzy i doświadczenia grupy i praktycznie natychmiast zabiera nas na sprint przez Karpackie wina.

Lecimy przez Słowację, Mołdawię, Rumunię, Węgry, z kilkoma szybkimi powrotami na ojczyste ziemie. 14 win w ciągu godziny. Od cienkich wykręcających gębę polskich prób stworzenia czerwonego wina, przez przesłodzone rumuńskie kompoty po siedmioletnie, dojrzałe, rozpieszczające swoją złożonością białe słowackie wina. No i pięknie zapowiadające się egerskie klasyki zachwycające ziemistymi smakami i przyjemnymi taninami. „Moim celem jest zapoznać Państwa z przekrojem win z Karpat, a nie żeby smakowało! Przecież smak każdy ma inny i lubi różne rzeczy.” – zakrzykuje pan Ryszard. I ileż ma w tym racji. Nie dość, że każdy ma różne preferencje to przecież opinie wyrabia się poprzez kontrasty i porównania, a nie smakowanie w kółko tego samego. Jak przyjemna to odmiana od degustacji u właściciela winnicy, który przecież nie przyzna się otwarcie, że niektóre wina smakują jak smakują celowo. Są bowiem rezultatem procesu maksymalizacji plonów tak, aby trafić w budżet przeciętnego konsumenta.

Nasz karpacki Przewodnik nie ma żadnego problemu, aby poświęcić nam trochę więcej czasu i po skończonej degustacji rozmawiamy jeszcze trochę o pomysłach wycieczek winiarskich do Węgier oraz godnych polecenia okolicznych winach. Salonik opuszczamy tylko z dwiema butelkami, bo po niedawnej bardzo udanej wycieczce do Toskanii (do przeczytania już wkrótce), miejsce do przechowywania nadal jest problemem!

Pierwsze z nich to białe wino, Quercus Lipovina z 2016 od Chateau Grand Bari ze Słowackiego Tokaju. Słowackiego Tokaju? To nie pomyłka, z ciekawością dowiadujemy się, że chociaż Tokaj to historyczny region kojarzony z Węgrami i w dużej mierze tam położony, to jednak jego mały kawałek znajduje się również na terenie Słowacji. Wino ma już swoje lata i zestarzało się bardzo efektownie. W bukiecie głównie miód lipowy z lekkim muśnięciem benzyny. W smaku dobrze zbudowane i zbalansowane, wyczuwamy miód, trochę cytrusów i ananas. Finisz długi i przyjemny. Cena to 55 zł.

Drugie to czerwone wino, Varvedo Cuvee również z 2016 od Toth Ferenc z węgierskiego regionu Eger. Podczas degustacji próbowaliśmy Kekfrankos od tego samego producenta, ale skończył się piwniczkowy zapas i zdecydowaliśmy się na inna pozycję. Jest to bordoska mieszanka (Cabernet Sauvignon, Cabernet Franc i Merlot) o średniej budowie. W bukiecie silne aromaty ziemiste przebijane czerwonymi owocami. W smaku dość lekkie, ale nie pozbawione głębi, dominują nuty czekoladowe i dębowe ze śliwką i borówkami. Pół godziny w karafce zdecydowanie pomogło mu się otworzyć. Cena to 100 zł.

Salon Win Karpackich to zdecydowanie interesujące miejsce i koncept. Pięknie położone, ale co najważniejsze, bardzo przemyślane. Łańcuch górski spaja winiarzy wielu narodowości, którzy mimo różnych celów i winiarskiego podejścia, jednak mają więcej wspólnego ze sobą nawzajem niż z winiarzami z Włoch czy Francji. Jest to też miejsce pozwalające poznać wina dość niszowe, często mocno średnie, ale z okazjonalną perełką w bardzo przystępnej cenie. Mamy przekrój, lecz z pomysłem. Nie skaczemy z Chile do Nowej Zelandii, po to żeby znowu skończyć we Włoszech w Apulii i raczyć się kolejnym Primitivo, tak naprawdę nie dowiadując się niczego nowego. Sama forma degustacji też na plus, szybkie kilka win bez zbędnych wstępów i przynudzania, potem parę faktów technicznych, ale i trochę historii z wycieczek prowadzącego i kolejne wina. Żywo, ciekawie i smacznie, bez wątpienia dla każdego bez względu na ilość wiedzy czy doświadczenia. Zdecydowanie polecam!

Winiarska wycieczka w tamte okolice oczywiście nie mogłaby się odbyć bez zaopatrzenia w kilka kompletów zapasowego szkła do wina: kieliszków do białego i czerwonego, karafek i dekanterów w pobliskim Krośnie. Dodatkowych kieliszków nigdy za wiele! Dobry sposób, aby poznać historię wyrobu szkła w tym mieście i zaopatrzyć się w unikatowe, ręcznie zdobione wyroby, to wizyta w Centrum Dziedzictwa Szkła przy krośnieńskim rynku. Za to świetne promocje można wyhaczyć w salonie firmowym znajdującym się przy samej hucie. Tym razem bagażnik zapełnił się więc szkłem, nie winem. Zobaczymy czym Bachus pozwoli zapełnić mi to szkło w przyszłości.

Więcej nieWinnych Podróży wprost na Twoją skrzynkę? Zapisz się!

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

×