Podróżując przez Europę, najczęściej przerwy na trasie robimy w hotelach sieci B&B albo Accor, albo w jakichś przypadkowych miejscach gdy jesteśmy już zmęczeni. Jednak od jakiegoś czasu zastanawiam się nad tym czy nie dałoby się tak zaplanować trasy, aby każdego wieczoru skończyć dzień degustacją wina, najlepiej w lokalnej winiarni. Przecież wino produkuje się praktycznie w każdym europejskim kraju! Podczas ostatniej podróży, która była moją pierwszą wycieczką na Chorwację, udało mi się zorganizować taką właśnie pauzę w słoweńskiej winnicy Mulec.
Akurat tym razem podróżowaliśmy kamperami i los, a raczej algorytm Google, tak chciał, że znalazłem winnicę, która oferowała miejsce postojowe dla kamperów ze wszelkimi wygodami. Zaczęło się dobrze, zjechaliśmy z autostrady w pofałdowany teren porośnięty winoroślą. Widoki były przepiękne, wręcz nie do opisania! Na miejscu, we wsi Jakobski Dol, zastaliśmy ojca gospodarza, który przywitał nas pytaniem, na które czeka każdy podróżujący miłośnik wina – “Would you like a glass of wine?” – na które chórem odpowiedzieliśmy, “Absolutely!”. Dobrze zmrożony Riesling był precyzyjny, orzeźwiający, a jednocześnie dość przyjemnie zaokrąglony. Wszystko wskazywało na to, że będzie to przyjemny wieczór…
Oferta naszego gospodarza Dušana to degustacja dziesięciu(!) win oraz talerz lokalnych przysmaków. Cena to 20 €(!!). Dobrze nam się rozmawiało, więc skończyło się na spróbowaniu czternastu win, co uznaje za bardzo owocną degustację! Sery i mięsa, własnej produkcji lub od znajomych sąsiadów były wyborne. W tym salami i szynka z jelonków, które Dušan sam hoduje i można je oglądać jak wypasają się na pastwisku poniżej głównego budynku gospodarstwa.
Win była cała feeria: musujące, białe, czerwone, wytrawne i półsłodkie. Były zdecydowanie przyjemne, choć dość proste, w dobrym znaczeniu tego słowa. Dobrze oddawały charakterystykę poszczególnych szczepów. Praktycznie wszystkie wina kosztowały 7 €, tylko niektóre dochodziły do 13 €. Skupię się na tych które najbardziej zapadły mi w pamięć.
Zaczęliśmy bardzo nietypowo od czerwonego wina musującego. Było to wino robione metodą tradycyjną ze szczepu Zweigelt. Muszę przyznać, że było to pierwsze czerwone musujące wino jakie piłem i byłem pozytywnie zaskoczony. Wino miało intensywny czerwony kolor, a bąbelki były bardzo subtelne. W smaku dominowały czerwone owoce, maliny i poziomki.
Wspomniany na początku Riesling był bardzo dobrze zbalansowany. O charakterystycznie wysokiej kwasowości, ale świetnie uzupełnionej nutami owocowymi i kwiatowymi. Zielone jabłka i limonki oraz świeże polne kwiaty. Odpowiednio schłodzone naprawdę sprawdziło się świetnie.
Kolejną ciekawostką od Dušana było Pinot Noir zaserwowane w trzech wariantach – białe, różowe i czerwone. Dwa z nich znów były dla mnie zupełną nowością! Nie były to może wielkie wina, ale ciekawie pokazały ekspresję szczepu i jego ewolucję wraz ze zwiększającą się interwencją winiarza. Białe miało głównie nuty kwiatowe, w różowym pojawiły się już niedojrzałe czerwone owoce, które pokazały się już w pełnej krasie w czerwonym. Super eksperyment!
Równie dobrze zrobiony co Riesling okazał się Traminec, czyli Gewürztraminer. Miał on charakterystyczny, bardzo intensywny zapach różanego olejku. W smaku pełne ciało, z niską kwasowością i przyjemną goryczką uzupełniającą nuty owocowe.
Na koniec warto również wspomnieć o pomarańczowym Chardonnay. Było to wino macerowane przez 14 dni na skórkach, które potem trafiło do dębowych beczek. Efektem był intensywnie pomarańczowy kolor wina o zapach zupełnie przypominającym koniak. Po chwili pojawiał się jednak dość lekki, orzeźwiający smak świeżych pomarańczy, z lekką nutą pomarańczy w czekoladzie. Było to naprawdę coś unikatowego, eksperymentalne ale smaczne.
Następnego dnia po pożegnalnym porannym spacerze przez piękną okolicę, ruszyliśmy w dalszą drogę bogatsi o dwa kartony wina. Eksperyment ze spaniem w winnicy w trasie uznaję za w pełni udany. Dużym plusem było to, że po degustacji tylko kilka kroków dzieliło nas od czekających już łóżek w kamperach. Co ciekawe, następnego dnia rozliczyliśmy się z matką Dušana, która nie miała terminalu płatniczego i poprosiła nas o przelew, gdyż nie mieliśmy wystarczającego zapasu gotówki. Stwierdziła, że nie ma sensu płacić tylko za część usługi i takim sposobem wyjechaliśmy z winiarni Mulec tylko z obietnicą zapłaty (którą oczywiście natychmiast zrealizowaliśmy!). Podobno większość gości zatrzymuje się w Mulcu właśnie jadąc lub wracając z wakacji. Ten skrawek Słowenii zasługuje jednak, aby stać się docelową destynacją podróży. Mam nadzieję, że wkrótce będę mógł znowu tam gościć.
Winnica Mulec: https://www.mulec.si/
Więcej nieWinnych Podróży wprost na Twoją skrzynkę? Zapisz się!