Siła marketingu – Winnica Dwórzno koło Warszawy

Dwórzno vineyard.

Jest tam taka super atmosfera!”, „Można pochillować sobie na leżaczkach.”, „To idealny sposób na spędzenie sobotniego popołudnia”, „To tylko 30 min od Warszawy. – słyszeliśmy co i raz o Winnicy Dwórzno. Jak można było się spodziewać w końcu ulegliśmy. Zapakowaliśmy psa oraz dwójkę znajomych i ruszyliśmy zbadać to winne szaleństwo, które ogarnęło stolicę. We wszystkich podekscytowanych komentarzach było ziarno prawdy. Dojazd jest naprawdę ekspresowy, a okolica przepiękna. Szczególnie ostatnie kilka kilometrów wiodące wąską drogą wśród pól, łąk i stawów. Słoneczny sierpniowy dzień też zrobił swoje. Sama winnica również posiada uroczy teren bardzo charakterystyczny dla mazowieckiej wsi – pola na których rosną winne grona wyrąbane są w sosnowo-brzozowym lesie.

Aczkolwiek, po wjeździe do samej winnicy stanęliśmy pośrodku dużego placu i trochę nie wiedzieliśmy co dalej. Po naszej lewej, na łące, zgodnie ze wszystkimi zdjęciami, stały wspomniane już palety do chillowania, ale to by było na tyle. Poza jedną samotną parą (co ciekawe, bez wina), ludzi brak. Po konsultacji z tą dwójką i chwili krążenia po placu udało nam się znaleźć drzwi, które prowadziły do improwizowanego sklepu. Nie ma nic złego w takich małych operacjach, bardzo lubię odwiedzać podobne miejsca, ale może jednak warto by postawić chociaż jeden czy dwa znaki ułatwiające gościom orientację.

O dziwo, w środku natknęliśmy się na natłok ludzi. Około 50-60 osób. Tłum mocno warszawski, dominowały młode pary i grupy znajomych. Jak się okazało była to grupa biorąca udział w wycieczce po winnicy. Nigdy w życiu nie widziałem tylu osób na zwiedzaniu winnicy, coś muszą robić naprawdę dobrze! – pomyślałem. Zachęceni tym widokiem nie zastanawialiśmy się już dłużej tylko poprosiliśmy o degustację wszystkich win. Do wyboru była albo cała butelka albo kieliszek, nic więcej. Hmm, ciekawe.

Niech będą kieliszki, jakoś się podzielimy. To chyba bezpieczniejsze, niż wyjść poza utarte ramy z panią z obsługi, która niestety nie grzeszyła uprzejmością. Pięć kieliszków kosztowało nas 120 złotych. Butelki wahały się od 80 do 120 zł. Dowiedzieliśmy się od owej „pomocnej” sprzedawczyni, że: „te są trochę bardziej wytrawne, a te trochę bardziej słodkie”. Zwięźle i na temat. Porcja chyba próbowała trochę zrekompensować cenę, bo trudno było donieść wszystko bez rozlania.

No więc jak to było z tymi trochę wytrawnymi i trochę słodkimi:

Solaris 2023 – bardzo jasny kolor, praktycznie przezroczysty z zielonkawymi refleksami. W zapachu zielone jabłka, trochę brzoskwini. To chyba jedno z tych wytrawniejszych, z nawet niezłym finiszem. W smaku trochę anyżku, mentolu, bzu, kwiatów oraz cytrusów. – bardzo jasny kolor, praktycznie przezroczysty z zielonkawymi refleksami. W zapachu zielone jabłka, trochę brzoskwini. To chyba jedno z tych wytrawniejszych, z nawet niezłym finiszem. W smaku trochę anyżku, mentolu, bzu, kwiatów oraz cytrusów.

Mazovia White 2022 – kolor zdecydowanie pełniejszy, żółty. W zapachu dużo bardziej owocowe, obecne nuty miodu akacjowego. Niestety gorzej wypadło smakowo, było dość jednowymiarowe. Główne wrażenie to kwasowość, powiedzmy cytryny i trochę grejpfruta.

Johanniter 2022 – kolor dość pełny, bardziej złoty, niż żółty. Mimo ciepłego dnia, wino podane w temperaturze pokojowej, mniam. Zapach niezbyt intensywny, trudno wyczuć coś konkretnego. Na języku lekki gazik. Smaku chyba jeszcze mniej, niż w poprzednim winie, bo nawet trudno tu o kwasowość. Może miało więcej cukru? Trudno było stwierdzić

Mazovia Red 2021 – kolory intensywnie bordowy, identyczny w tym i następnym czerwonym. W smaku można wyczuć aronie, czarną porzeczkę i trochę wiśni. Jednak szkoda, że smakowo brakowało mu wyrazu i ogólny profil był pozbawiony głębi. Kwasowości niewiele. Wszyscy się zgodzili, że Mazovia Red skojarzyło im się z kompotem.

Regent / Cabernet Cortis 2022 – kolor jak powyżej. Owoce w zapachu bardziej dojrzałe, porzeczkowe. Wydawało się, że paleta jest trochę przyjemniejsza, niż w poprzednim winie, ale było to tylko pierwsze wrażenie. Potem wszedł intensywny smak siarki, nie muszę chyba dodawać, że raczej nieprzyjemny. Pozostawił długi finisz, co w tym wypadku zdecydowanie nie wpłynęło korzystnie na ocenę tego wina.

Tak sobie siedzieliśmy i patrzyliśmy na ludzi wychodzących z wycieczki z kartonami wina. Przy zieleniejących się rzędach winorośli znów zebrało się co najmniej 50 osób na kolejną godzinę. Winnica Dwórzno może się pochwalić niesamowicie  skutecznym marketingiem (który przemówił również do nas) i świetnym pomysłem zbudowania miejskiej atrakcji, pomimo pewnego oddalenia od stolicy. Znudzeni Warszawiacy będą szukać czegoś „do zrobienia” w weekend, turyści znajdą to miejsce w rankingach top 10 unikatowych atrakcji Warszawy. Ułatwiony transport dzięki podstawionemu w centrum miasta autokarowi na pewno pomaga. W sumie, należy im się duża pochwała za bardzo dobry sens biznesowy. Żałuję tylko, że w tym całym pakiecie brakuje dobrego wina. A byłoby tak blisko, żeby móc się regularnie zaopatrywać! Tak coś czułem. Brzmiało to zbyt pięknie, żeby mogło być prawdziwe…

Więcej nieWinnych Podróży wprost na Twoją skrzynkę? Zapisz się!

1 thought on “Siła marketingu – Winnica Dwórzno koło Warszawy”

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

×