wino

Republika Wina

Moje Refleksje z WSET-u

W zeszłym roku postanowiłem bardziej zgłębić i usystematyzować swoją wiedzę winiarską. Zdecydowałem się zrobić to poprzez kurs WSET. WSET czyli Wine and Spirits Education Trust to brytyjska organizacja, która zajmuje się opracowywaniem i prowadzeniem szkoleń i kursów z szeroko pojętej tematyki winiarskiej (oraz mocniejszych alkoholi). W głównym toku edukacji winiarskiej są cztery etapy: WSET 1, 2, 3 oraz Diploma. WSET 1 rekomendowany jest dla osób, które o winie nie wiedzą praktycznie nic. „Dwójka” to już bardziej zaawansowane zajęcia, trwające około 20 godzin, a próbowanych jest tam nawet do 40 win. Zdanie egzaminu na drugim poziomie jest wymagane do ewentualnej „trójki” czy Diplomy. Takim więc sposobem przez kilka weekendów pod rząd znalazłem się wraz z dziewięcioma innymi osobami na „dwójce” i tym samym rozpocząłem swoją formalną przygodę z winem.

Kursy oferowane są przez różne akredytowane instytucje, co oznacza że prowadzone są w różnych lokalizacjach i z minimalnie innym grafikiem. Ja wybrałem weekendowy kurs od WinEdukacji w Warszawie. Było to sześć kilkugodzinnych spotkań wypełnionych winem, wiedzą i ciekawymi rozmowami (spotkania odbywały się w Republice Wina przy ul. Skorupki 5 w Warszawie). W formacie WinEdukacji każde zajęcia prowadzi inna osoba. Wprowadza to trochę małego zamieszania na początku zajęć, gdyż za każdym razem grupa od nowa się „poznaje”, ale jednocześnie jest to znaczne urozmaicenie i zapewnienie szczegółowej i fachowej wiedzy z omawianej dziedziny. Z drobnymi wyjątkami, prowadzących oprócz szerokiej znajomości tematu, cechowała serdeczność i otwartość do rozmowy oraz swobodnej wymiany winiarskich doświadczeń. Tak wyszło, że, praktycznie każde nasze zajęcia się przedłużyły – i jak najbardziej była to dobra rzecz, ponieważ czas spędzony w dobrym towarzystwie przy dobrym winie to coś na co zdecydowanie nie będę narzekał!

W przedłużaniu się zajęć „pomógł” też skład naszej grupy. Na udział w kursie zdecydowali się zarówno weterani winiarscy, a także świeżo upieczeni absolwenci WSET 1. Oznaczało to moc historii z winnych podróży oraz opowieści o specjalnych butelkach, a także mnogość świeżych perspektyw. Najważniejsze chyba jednak było to, że wszyscy byli totalnie zakręceni na punkcie wina. Pytaniom czy obserwacjom co do omawianego materiału nie było końca. Pierwszy raz przez ponad 6-8 godzin rozmawiałem tylko o winie! Był oczywiście też czas żeby się poznać w bardziej „typowy” sposób, ale był to raczej przerywnik do toczącej się winnej dyskusji.

Jak na razie wszystko bardzo pozytywnie: usystematyzowanie wiedzy, fachowi prowadzący i „zajawkowicze” wina. A jak było z samym winem?! Teraz to już będzie brzmiało jak płatna reklama WinEdukacji (czym ten post nie jest!), ale tu znów na plus. Byłem już na zorganizowanych degustacjach, wokół których jest dużo „marketingu”, a potem winiarsko jest bardzo biednie – tanie butelki średniego wina. Tu byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, że organizatorzy rzeczywiście nie oszczędzali. WSET wymaga spróbowania typowego przykładu dobrego Bordeaux, Barolo czy Szampana, i na szczęście serwowane były bardzo dobra butelki za kilkaset złotych. Trafiło się też kilka takich „zapychaczy”, ale i tak były one niezłej jakości i naprawdę na żadne wino nie mogłem narzekać. A formalnie spróbowaliśmy 40 butelek (po godzinach podnieśliśmy licznik pewnie do ponad 45)! Był to zdecydowanie dobry sposób na ekspresową kalibrację podniebienia. Oprócz wymienionych już klasyków, w pamięć (jak i domową piwniczkę) zapadły mi też Shiraz z Australii oraz potężna Garnacha z Hiszpanii. Niektóre pozycje z kursu:

Langmeil Valley Floor, Shiraz, 2020, Barossa Valley, Australia

Prados Collecion Garnacha, Pagos del Moncayo, Aragonia, Hiszpania 

Chateau Cantenac Brown, 2015, Margaux, Francja

Azelia di Luigi Scavino Barolo, 2018, Piedmont, Włochy 

Champagne Brut Tradition Grand Cru, Blanc de Blancs, Bernard Pertois, Francja 

Absolutnym odkryciem był dla mnie Mas Xarot. Jest to producent Cavy z Katalonii. Za namową jednego z nowo poznanych kolegów raczyliśmy się tym musującym eliksirem kilka razy (gdyż podobno musiaki się nie liczą) poznając całą ofertę: od Brut Gran Reservy przez Gran Reservę Brut Natur, aż po edycję Enoteca. To niesamowite wino, które ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, przekonało mnie do win musujących! Zawsze takie wina pijałem i próbowałem, ale nigdy w sumie nie otwierałem dla przyjemności, ot tak po prostu, jak to robię regularnie z winem spokojnym. A teraz – zupełna odmiana! Każda okazja jest dobra na Mas Xarot’a. To doświadczenie pomogło mi również docenić i odnaleźć przyjemność w innych winach musujących. Co najlepsze, sprawdziłem już moc tej Cavy na kilku swoich znajomych i zadziałało podobnie. Coś w tym winie jest!

Gran Reserva Brut, 2019, Mas Xarot, Hiszpania  

Gran Reserva Brut Nature, 2017, Mas Xarot, Hiszpania  

Gran Reserva Enoteca, 2019, Mas Xarot, Hiszpania 

Ciekawostką spoza zajęć było też moje drugie w życiu wino korkowe. Gran Reserva Riojy (Sierra Cantabria Gran Reserva, 2014, Rioja, Hiszpania) okazała się zepsuta, co pomogło nam w praktyce sprawdzić wiedzę zdobytą podczas zajęć. Oczywiście butelka została wymieniona i porównaliśmy wino korkowe ze świetnym przykładem Riojy.

Podsumowując mój udział w kursie WSET był to bardzo przyjemnie spędzony czas, wiedza sama wpływała z kieliszka do głowy. Do egzaminu końcowego (to egzamin pisemny wielokrotnego wyboru, po angielsku) trzeba było trochę przysiąść i nauczyć się pewnych elementów na pamięć. Po latach znowu musiałem uruchomić część mózgu odpowiadającą za twarde zapamiętywanie nowych informacji. Nie było to łatwe, ale koniec końców bardzo satysfakcjonujące. Lokalizacje winiarskich upraw w Nowym Świecie przedstawiały największe wyzwanie, ale jakoś dałem radę. 

Mas Xarot’em, który do tego czasu wszedł już do kanonu, świętowaliśmy bardzo pozytywne wyniki z egzaminu. WSET 2 ogólnie, jak i jego wersję od WinEdukacji, mogę polecić wszystkim fanom wina. Jest to gwarantowana dobra zabawa, duża doza wiedzy i ekspresowa kalibracja podniebienia. Jak dla mnie, świadome picie wina znacząco zwiększa płynącą z niego przyjemność! Do tego, udało mi się poszerzyć grono znajomych o prawdziwych miłośników wina, z którymi zresztą udało nam się już zorganizować dalsze poszerzanie wiedzy (w praktyce, oczywiście). Oby tak dalej!

Wine bar Republika Wina: https://republikawina.pl/

Moje Refleksje z WSET-u Read More »

Kamper w Winiarni Testament.

Winiarnia Testament, Chorwacja

Historie winiarzy, których najczęściej zdarza mi się odwiedzać są zazwyczaj bardzo zbliżone. Albo jest to małżeństwo, które dopiero co zaczyna przygodę z winiarstwem albo jest to już któreś z kolei pokolenie winiarskiej rodziny. Jestem również świadom, że istnieją wielkie konglomeraty winiarskie produkujące miliony butelek rocznie, ale te odwiedzam zdecydowanie rzadziej. Jednak podczas wizyty w Testament Vinarija w północnej Dalmacji spotkałem się z dotychczas nieznaną mi w tej branży strukturą właścicielską.

W okolicy zdominowanej przez małe i rodzinne winiarnie, w małym budynku degustacyjnym powitała nas Szkotka. Jakby to nie było wystarczającym zaskoczeniem, wyjaśniła, że winiarnia finansowana jest przez szwedzki fundusz inwestycyjny. Ona sama mieszka w Sztokholmie, a w Chorwacji jest tylko na sezon letni. Lokalny winiarz trzymający pieczę nad Testamentem, Juraj Sladić, nadaje temu międzynarodowemu przedsięwzięciu chorwackiego charakteru. Zastanowił mnie również wybór nazwy winiarni. Najprościej byłoby postąpić zgodnie z lokalnym zwyczajem i nazwać winiarnię nazwiskiem głównego winiarza. Jednak ten przywilej wykorzystał już brat Juraja, który prowadzi własną rodzinną operację. Tak więc Szwedzi postawili na swój branding. Była do tego dorobiona jakaś historia, wymyślona przez drogich konsultantów od marketingu, ale chyba nie warto poświęcać na nią czasu.

Do sklepiku i baru degustacyjnego dojeżdża się polną drogą. Winiarnia Testament położona jest bardzo malowniczo, wśród pól z winogronami i łagodnych wzgórz na drugim planie. Na miejscu można spróbować trzy wina za 11 €, pięć za 22 € albo zapłacić jeszcze więcej za akompaniament przekąsek. Przy naszej sześcioosobowej grupie stwierdziliśmy, że bardziej ekonomicznie będzie kupić wszystkie wina i urządzić sobie swoją własną degustację. To też bezpardonowo oznajmiłem owej Szkotce. Jednak ona zachowała się bardzo profesjonalnie i zaproponowała, że opowie nam trochę o winiarni i winach oraz da nam kilka do spróbowania tak abyśmy nie kupowali totalnie w ciemno. Naszym kompromisem było spróbowanie win najdroższych (25-45 €), tak żeby było wiadomo czy opłaca się w nie zainwestować. Tańsze śmiało wzięliśmy bez degustacji.

Zacznijmy więc od win najprostszych (i najtańszych):

Dalmatian Dog Babić 2021 – Dalmatyńczyk, raczej proste i trochę niezbalansowane wino. Duża kwasowość i aromaty czerwonych owoców dominowały. Zapach nie był do końca przyjemny, aczkolwiek poprawił się z czasem. Może pod wpływem alkoholu? Dalmatian Dog Plavac Mali też nie zrobił na mnie dużego wrażenia.

Testament Babić 2021 – Porządne wino. Złożone, z ciekawymi niuansami, od razu zacząłem się zastanawiać czy nie zabrać kilku butelek do domu. Dębowe nuty, tytoń, śliwki i czarna porzeczka. Jednak nadal całkiem lekkie i nadające się do samodzielnego popijania.

Merga Victa Plavac – Wino z siostrzanej winnicy tego samego właściciela położonej na słynnej wyspie Korčula. Nigdy nie trafiłem jeszcze na tak wyraźny smak czekolady i wanilii w winie. Całkiem interesujące, jednak jednowymiarowość smaku była trochę przytłaczająca.

Testament Plavac Mali 2018 – Dobrze, że wino poleżało już trochę w butelce, bo po 6 latach prezentowało się bardzo dobrze. Aczkolwiek, jeszcze 2-3 lata pewnie dobrze mu posłużą. To wino z przytupem, pełne mocnych smaków dojrzałych jeżyn i śliwek oraz wyraźnych tanin.

Testament Tribidrag 2021 – To wino nie było jeszcze gotowe do picia, pełne niedopracowanej kwasowości i trawiastych nut. Ale dostrzegłem przesłanki, że za kilka lat może to być niezła kombinacja mocy, złożoności i elegancji. Trzeba jeszcze zaczekać.

Nie spróbowaliśmy białych win co pewnie było błędem. W winebarze Peškafondo w Primošten (też gorąco polecam!) piliśmy obłędny Pošip. Szacun za używanie tylko rodzimych szczepów winogron. Babić, który dominuje w regionie, rzeczywiście tworzy naprawdę przyjemne wina. Jedyny minus był taki, że lokalne wina niestety były dość drogie w restauracjach. Dziwna sprawa, w Hiszpanii jesteśmy w stanie dostać wino domowe za 8 €, a tu trzeba było wyłożyć już ponad 20 €. W Polsce też mało się słyszy o tych winach, a przecież Polacy walą w lato na Chorwację drzwiami i oknami. Trudno powiedzieć o co chodzi, ale miejmy nadzieję, że rynek chorwackich win w Polsce niedługo się rozkręci.

Winiarnia Testament, Chorwacja Read More »

View from the Mulec winery.

Pit stop na wino? Yes, please. – Winiarnia Mulec, Słowenia

Podróżując przez Europę, najczęściej przerwy na trasie robimy w hotelach sieci B&B albo Accor, albo w jakichś przypadkowych miejscach gdy jesteśmy już zmęczeni. Jednak od jakiegoś czasu zastanawiam się nad tym czy nie dałoby się tak zaplanować trasy, aby każdego wieczoru skończyć dzień degustacją wina, najlepiej w lokalnej winiarni. Przecież wino produkuje się praktycznie w każdym europejskim kraju! Podczas ostatniej podróży, która była moją pierwszą wycieczką na Chorwację, udało mi się zorganizować taką właśnie pauzę w słoweńskiej winnicy Mulec.

Akurat tym razem podróżowaliśmy kamperami i los, a raczej algorytm Google, tak chciał, że znalazłem winnicę, która oferowała miejsce postojowe dla kamperów ze wszelkimi wygodami. Zaczęło się dobrze, zjechaliśmy z autostrady w pofałdowany teren porośnięty winoroślą. Widoki były przepiękne, wręcz nie do opisania! Na miejscu, we wsi Jakobski Dol, zastaliśmy ojca gospodarza, który przywitał nas pytaniem, na które czeka każdy podróżujący miłośnik wina – “Would you like a glass of wine?” – na które chórem odpowiedzieliśmy, “Absolutely!”. Dobrze zmrożony Riesling był precyzyjny, orzeźwiający, a jednocześnie dość przyjemnie zaokrąglony. Wszystko wskazywało na to, że będzie to przyjemny wieczór…

Oferta naszego gospodarza Dušana to degustacja dziesięciu(!) win oraz talerz lokalnych przysmaków. Cena to 20 €(!!). Dobrze nam się rozmawiało, więc skończyło się na spróbowaniu czternastu win, co uznaje za bardzo owocną degustację! Sery i mięsa, własnej produkcji lub od znajomych sąsiadów były wyborne. W tym salami i szynka z jelonków, które Dušan sam hoduje i można je oglądać jak wypasają się na pastwisku poniżej głównego budynku gospodarstwa.

Win była cała feeria: musujące, białe, czerwone, wytrawne i półsłodkie. Były zdecydowanie przyjemne, choć dość proste, w dobrym znaczeniu tego słowa. Dobrze oddawały charakterystykę poszczególnych szczepów. Praktycznie wszystkie wina kosztowały 7 €, tylko niektóre dochodziły do 13 €.  Skupię się na tych które najbardziej zapadły mi w pamięć.

Zaczęliśmy bardzo nietypowo od czerwonego wina musującego. Było to wino robione metodą tradycyjną ze szczepu Zweigelt. Muszę przyznać, że było to pierwsze czerwone musujące wino jakie piłem i byłem pozytywnie zaskoczony. Wino miało intensywny czerwony kolor, a bąbelki były bardzo subtelne. W smaku dominowały czerwone owoce, maliny i poziomki.

Wspomniany na początku Riesling był bardzo dobrze zbalansowany. O charakterystycznie wysokiej kwasowości, ale świetnie uzupełnionej nutami owocowymi i kwiatowymi. Zielone jabłka i limonki oraz świeże polne kwiaty. Odpowiednio schłodzone naprawdę sprawdziło się świetnie.

Kolejną ciekawostką od Dušana było Pinot Noir zaserwowane w trzech wariantach – białe, różowe i czerwone. Dwa z nich znów były dla mnie zupełną nowością! Nie były to może wielkie wina, ale ciekawie pokazały ekspresję szczepu i jego ewolucję wraz ze zwiększającą się interwencją winiarza. Białe miało głównie nuty kwiatowe, w różowym pojawiły się już niedojrzałe czerwone owoce, które pokazały się już w pełnej krasie w czerwonym. Super eksperyment!

Równie dobrze zrobiony co Riesling okazał się Traminec, czyli Gewürztraminer. Miał on charakterystyczny, bardzo intensywny zapach różanego olejku. W smaku pełne ciało, z niską kwasowością i przyjemną goryczką uzupełniającą nuty owocowe.

Na koniec warto również wspomnieć o pomarańczowym Chardonnay. Było to wino macerowane przez 14 dni na skórkach, które potem trafiło do dębowych beczek. Efektem był intensywnie pomarańczowy kolor wina o zapach zupełnie przypominającym koniak. Po chwili pojawiał się jednak dość lekki, orzeźwiający smak świeżych pomarańczy, z lekką nutą pomarańczy w czekoladzie. Było to naprawdę coś unikatowego, eksperymentalne ale smaczne.

Następnego dnia po pożegnalnym porannym spacerze przez piękną okolicę, ruszyliśmy w dalszą drogę bogatsi o dwa kartony wina. Eksperyment ze spaniem w winnicy w trasie uznaję za w pełni udany. Dużym plusem było to, że po degustacji tylko kilka kroków dzieliło nas od czekających już łóżek w kamperach. Co ciekawe, następnego dnia rozliczyliśmy się z matką Dušana, która nie miała terminalu płatniczego i poprosiła nas o przelew, gdyż nie mieliśmy wystarczającego zapasu gotówki. Stwierdziła, że nie ma sensu płacić tylko za część usługi i takim sposobem wyjechaliśmy z winiarni Mulec tylko z obietnicą zapłaty (którą oczywiście natychmiast zrealizowaliśmy!). Podobno większość gości zatrzymuje się w Mulcu właśnie jadąc lub wracając z wakacji. Ten skrawek Słowenii zasługuje jednak, aby stać się docelową destynacją podróży. Mam nadzieję, że wkrótce będę mógł znowu tam gościć.

Pit stop na wino? Yes, please. – Winiarnia Mulec, Słowenia Read More »

Tasting set in De'Ricci.

Co kryją jaskinie wzgórza Montepulciano – Toskania, część 2

Liczy się wnętrze

Tak jak kiedyś wspominałem, I Cipressi było tylko wprowadzeniem do Vino Nobile di Montepulciano. Po bardzo przyjemnie spędzonym poranku nasza grupa ruszyła do pobliskiego Montepulciano, czyli bijącego serca tej winnej apelacji. Jest to typowe toskańskie miasteczko. Bardzo klimatyczne, z długą historią i swoją listą lokalnych legend. Oczywiście nie brak tu szerokiej gamy miejscowych kulinariów i trunków. Montepulciano jest położone na wzgórzu, jak przystało na ten włoski region. Czego nie widać na pierwszy rzut oka to to, co kryje się we wnętrzu wzniesienia. Miejskie wzgórze jest wręcz podziurawione jaskiniami i piwniczkami wykutymi w skale przez lokalnych winiarzy w ubiegłych stuleciach. Stwarzają one idealne warunki do przechowywania szlachetnego trunku. Nieźle to sobie  wymyślili, żeby tak ukryć swoje „źródełko”…

Najpierw trochę pokręciliśmy się po mieście, zjadając lunch i zachodząc do kilku winiarni, aby obejrzeć ich piwniczki i porównać różne ekspresje tego samego DOCG. Polecam jaskinie Talosy, które można obejrzeć bez żadnych opłat, oraz bonusowo zobaczyć ich już dość postarzone butelki (poniżej na zdjęciu). Zaszliśmy też do Contucci – to fajny bar z winem w dobrych cenach.

Gwóźdź programu – Winiarnia De’Ricci

Nie ukrywam, że do tej pory po prostu zabijaliśmy czas w oczekiwaniu na główne wydarzenie popołudnia. A tym było zwiedzanie legendarnej winiarni De’Ricci, słynącej ze swojej Katedry Wina. Dłuuuga historia winiarni De’Ricci sięga XIV wieku, aczkolwiek pierwszą jaskinię w tym miejscu ponoć wykopali jeszcze sami Etruskowie! Około dwieście lat po założeniu dodano nową przestrzeń do magazynowania wina oraz powstała słynna Katedra Wina De’Ricci. Nazwa tej wyjątkowej piwnicy sama nasuwa się na myśl dzięki architekturze tego miejsca, sprawiającej wrażenie podziemnego kościoła z trzema nawami. Zamiast rzędów ławek z wiernymi znajdziemy tam jednak góry baryłek z winem.

Z tą jaskinią/piwnicą związana jest miejscowa legenda, z najstarszym przodkiem rodziny De’Ricci w roli głównej. Podobno w XII wieku jaskinię zamieszkiwał pewien niezwykle uzdolniony człowiek. Mówiono, iż miał on niesamowity dar do przepowiadania pogody. Ponieważ nigdy się nie mylił coraz więcej mieszkańców miasteczka przychodziło do niego, żeby zapytać czy będzie słońce czy niepogoda. Wieść o nim w końcu dotarła aż do odległego Watykanu. Kościół oskarżył go o czarną magię i zagroził mu utratą życia. Pustelnik stwierdził, że jego sekret nie jest tego wart i wyjaśnił skąd pochodzą jego wieszcze zdolności. Twierdził, że co rano obserwuje żyjącego w pobliżu jeża. W zależności od tego czy zwierzak spojrzy na słońce czy nie, pokazuje mu to jaka będzie pogoda. Człowiek ten zyskał przydomek Riccio (z włoskiego jeż), od którego wywodzi się nazwisko rodu De’Ricci. Ja tam średnio się znam na jeżach, więc może jednak wróćmy do wina!

Nasza wizyta w De’Ricci uwzględniała przejście po piwnicach z przewodnikiem opowiadającym o zamierzchłych i tych mniej odległych losach rodziny. To zdecydowanie godne polecenia doświadczenie, które przypadło do gustu nawet tym w naszej grupie, którzy niekoniecznie interesują się winem. Kulminacją wycieczki była komentowana degustacja sześciu win okraszona lokalnymi przekąskami: serami, mięsem, chlebem i oliwkami.

Wina w De’Ricci

Zaczęliśmy od Aerae Brut 2021 (~56 zł.). Jest to ciekawostka, gdyż jest to wino musujące zrobione w całości z Sangiovese, czyli głównego czerwonego szczepu Toskanii. A jakże, na środku etykiety dumne miejsce zajmuje rodzinny jeż! Jeżeli chodzi o samo wino to dla mnie było ok. Główne nuty to cytrusy i może trochę zielonego jabłka. Ciekawa rzecz, ale na pewno nie jest to wino musujące, które podbije świat.

Następnie przeszliśmy przez klasyki apelacji: Rosso di Montepulciano 2021, Vino Nobile di Montepulciano 2019 oraz bardziej wyrafinowaną wersję tego drugiego, nazwaną Soraldo (również 2019). Wina były dobre, polepszały się zgodnie z hierarchią. Nie brakowało im  balansu i ciała odpowiedniego dla swojej klasy. Od pierwszej pozycji wyczuwałem smaki czerwonych owoców takich jak czerwone porzeczki, maliny oraz wiśnie. Wraz z kolejnymi butelkami dochodziły nuty dębu i wanilii wzbogacone o mokrą ziemię i dym. Do polecenia z czystym sercem, szczególnie dla fanów tego stylu.

Na koniec spróbowaliśmy dwa Super Tuscany. Te wina zaklasyfikowano jako IGT Toscana i wykonano z międzynarodowych szczepów, głównie kojarzonych z Bordeaux. Il Vignone 2019 to blend Merlot, Cabernet Sauvignon i Petit Verdot. Il Severo 2018 to 100% Merlot. Dość nietypowo, Il Severo robione jest z różnych szczepów w różnych rocznikach w zależności od jakości plonów, tak żeby uzyskać jak najlepsze wino. Szczepy wybierane są spośród Merlot, Cabernet Sauvignon, Petit Verdot i Syrah. Super Tuscany były całkiem niezłe, z dominującymi nutami śliwek i jeżyn. Dzięki dębowym beczkom pojawiły się też dodatkowe nuty tytoniu czy gorzkiej czekolady. Mimo to nadal nie zdołały mnie przekonać, że warto jest inwestować w nie-wloskie szczepy we Włoszech.

To jeszcze nie koniec

I tak zakończyliśmy pierwszy dzień eksploracji okolic Montepulciano, a konkretniej dobrze zapoznaliśmy się ze sławną apelacją Vino Nobile di Montepulciano. Przez wypasione nowoczesne winiarnie, małych rodzinnych winiarzy po prawie tysiącletnią historię, w Montepulciano można doświadczyć całej gamy przeżyć z wachlarza winnych doświadczeń. W tym wydaniu była to niesamowita podziemna świątynia wina rodu De’Ricci. Oczywiście, jak przystało na nawet krótkie toskańskie wakacje, wina było dużo więcej. Zostańcie ze mną, raczej będzie nam potrzebna część 3!

Co kryją jaskinie wzgórza Montepulciano – Toskania, część 2 Read More »

Algarve cliffs.

Francuska farma w Algarve – Quinta do Francês w Portugalii

Na południu Portugalii

Algarve to portugalska kraina falujących pagórków, dramatycznych klifów i pięknych plaż. Na zachodzie od strony Atlantyku ludzi jest stosunkowo niewiele, a krajobrazy są jak z innego świata. Pojedynczy surferzy próbują ujarzmić nieposkromiony ocean, a z brzegu przyglądają się im niemieccy emeryci w kamperach. Południowe wybrzeże zostało dość mocno rozbudowane w ostatnich latach, ale nadal jest tam dużo spokojniej, niż chociażby na hiszpańskim Costa del Sol (może z wyjątkiem kilku imprezowych spotów takich jak Lagos). I jak przystało na Portugalię, nawet w tym odległym miejscu uprawiane są winogrona i robi się wino.

Obecny nieWinny wypad był dosyć spontaniczny. Wolne popołudnie podczas podróży przez Algarve postanowiłem spędzić – jak to ja – w winiarni. Tym sposobem zboczyłem z ekspresówki na kilku kilometrową meandrującą szosę, aby znaleźć się na tarasie winiarnii Quinta do Francês. Widok był urzekający, z charakterystycznymi dla regionu suchozielonymi wzgórzami. Nie trafiliśmy akurat na żadną wycieczkę po winiarnii czy prowadzoną degustację, więc zamówiliśmy selekcję win w zmniejszonych porcjach degustacyjnych. Niemniej jednak udało mi się dowiedzieć tego i owego o winiarnii, zwłaszcza dzięki krótkiej rozmowie z właścicielką.

Quinta do Francês prowadzona jest przez Patricka, Francuza z włoskimi korzeniami (winiarska rodzina z Piedmontu) oraz Fatimę, Portugalkę. 12 hektarową winiarnię prowadzą od 2001 roku. Położona jest ona w malowniczej okolicy rzeki Odelouca. Większość uprawianych tam szczepów to odmiany międzynarodowe kojarzone głównie z Bordeaux i Doliną Rodanu. W winnicy nie brakuje również szczepów portugalskich, w tym oczywiście panującej w tym kraju Tourigi Nacional.

Największym wyzwaniem dla Patricka i Fatimy jest zdecydowanie klimat, a dokładnie jego nieprzewidywalność w ostatnich latach. Chociaż Algarve cieszy się ciepłym śródziemnomorskim klimatem to z roku na roku skrajne warunki pogodowe zdarzają się coraz częściej. W ostatnich latach w miesiące letnie temperatury sięgały 47 stopni, jak wspominała Fatima. Skutkuje to nietypowym, lecz obowiązkowym podlewaniem winogron – normalnie kilkudziesięcio metrowe korzenie same dają sobie radę. Za to w tym roku warunki są jeszcze dziwniejsze. Do połowy czerwca padało bardzo dużo i większość winogron u podnóży wzgórz i w pobliżu rzek zostało zarażone pleśnią. Skala strat jest jeszcze nieznana, ale na pewno będzie to znacząca część całkowitego zbioru.

Wina od Quinta do Francês

Cóż więc jest efektem tej nieprzerwanej walki z żywiołami na południowym krańcu Portugalii? Poniżej sześć win które zdegustowałem:

Sauvignon Blanc 2022 – praktycznie bezbarwne z ulotnymi refleksami jasnej zieleni. Nos wyraźnie owocowy – nuty ananasa i brzoskwini. Smaki dość zielone i trawiaste, wyczuwalny grejpfrut i skórka pomarańczy. Niewielka kwasowość.

Chardonnay 2020 – kolor od razu zauważalnie pełniejszy i bardziej żółty. W zapachu trochę drożdży, lecz przeważał mentol. Profil smakowy bardzo zbliżony do typowego Chardonnay, ale trzeba zaznaczyć, że to dość lekkie i orzeźwiające wino. Subtelne ciało bez efektu wypełnienia ust.

Odelouca Tinto 2021 – kupaż Syrah, Cabernet Sauvignon oraz lokalnego Trincadeira. Ciekawy zapach świeżych czerwonych owoców, ale też jogurtu lub sera. W smaku nuty borówek i jeżyn. Nawet przyjemnie długi finish. Dobry stosunek jakości do ceny.

Odelouca River Valley Touriga Nacional 2021 – wino o zdecydowanie ciemniejszym kolorze, tak jak przystało na ten szczep. Pewne nuty zapachowe podobne do Odelouca, lecz wyraźniej obecne są tu pieprz i mentol. Potężna tanina, która emanuje mocą. Wanilia, tytoń i dojrzała borówka, a może nawet aronia wypełniają usta. Wyważona kwasowość.

Odelouca River Valley Syrah Terraços 2021 – wyraźnie cieplejszy i bardziej owocowy aromat, praktycznie nic z mentolu i pieprzu, które były charakterystyczne dla Tourigi. Wspomnienie dopiero co wyjętego z piekarnika ciasta ze śliwkami przyszło mi na myśl podczas pierwszej degustacji. Wyraźnie było czuć jeszcze borówki i nuty wanilii i czekolady.

Ianthis Cabernet Sauvignon 2021 – najjaśniejszy kolor wśród czerwonych. Nos dość niewyraźny – dżem porzeczkowy, trochę pieprzu i tymianku. W smaku bardzo przyjemne, z mocnymi taninami. Nuty smakowe to głównie śliwki i dojrzałe ciemne owoce, trochę wanilii. Dobrze zbalansowane.

Ocean i wino

Syrah i Cab Sav to były naprawdę niezłe wina, ale przy ponad dwa razy wyższej cenie tym razem zdecydowałem się na zakup Tinto i Tourigi. Może kiedyś wrócę do  Quinta do Francês z trochę pokaźniejszym budżetem, bo ciekawy jestem jak te wina smakowałyby za kilka lat. Odludne Algarve zdecydowanie pozostaje mocnym  kandydatem do ponownych odwiedzin, nie tylko z winiarskich powodów. Mało jest rzeczy, które mogłyby równać się ze wczesnym porankiem spędzonym w objęciach oceanu na jednej z tamtejszych spektakularnych plaż. Piasek, sól i deska surfingowa – czego można chcieć więcej!

Francuska farma w Algarve – Quinta do Francês w Portugalii Read More »

Moldy tokaj bottles.

Mroczna słodycz słowackiego tokaju

Pisałem kiedyś o tym, jak ze zdziwieniem dowiedziałem się, że Tokaj to nie wyłącznie węgierski region. Jego skrawek leży również na Słowacji. Od tamtego momentu bardzo chciałem odwiedzić to miejsce. Podczas niedawnej wycieczki na Węgry na szczęście nadarzyła się okazja, żeby zatrzymać się tam po drodze. Krótka pauza na Słowacji, tuż przy węgierskiej granicy, pozwoliła nam wstąpić do dwóch miejsc. Zaczęliśmy od lunchu i kieliszka wina w Chateau Grand Bari, którego 7-letnia Lipovina uprzednio bardzo mnie zachwyciła. Następnie, w planach mieliśmy nocleg połączony z komentowaną degustacją w winiarni Tokaj Macik.

Chateau Grand Bari to bardzo eleganckie i nowoczesne miejsce. Widać, że ktoś porządnie zainwestował w ten biznes. Jednak, chyba ze względu na swoją niszowość, ceny nadal są bardzo przystępne (mimo sporej produkcji, enoturyści prawdopodobnie nie tak często wybierają się na Słowację). Do obiadu zdecydowaliśmy się na degustację 3 podstawowych win – Vulkano, Gentleman i Lipovina. Wszystkie z nich to wina białe – dwa pierwsze zrobione z furmintu, czyli szczepu używanego do wyrabiania tokaju. Są to przyjemne, mocno owocowe i kwasowe wina. Zdecydowanie godne polecenia do popijania w ogródku w słoneczny dzień.

Winiarnia Tokaj Macik

Bardziej chciałbym się dzisiaj skupić się na winiarni Tokaj Macik, która jest rodzinnym przedsięwzięciem specjalizującym się w wyrabianiu tokaju. Jest to bardzo klimatyczne miejsce, w zupełnie innym stylu niż Grand Bari. Byliśmy bardzo zadowoleni z oferowanego tam jedzenia (obowiązkowa kaczka z knedlami i czerwoną kapustą na kolację), wina i noclegu. Jednak zupełnym zaskoczeniem była dla nas wycieczka i miejsce degustacji. Okazało się, że pod posesją, na której stoi dom z pokojami do wynajęcia i restauracją kryje się cała sieć starych piwnic z idealnymi warunkami dla przechowywania i starzenia tokaju.

Jak objaśniła nasza gospodyni i przewodniczka wieczoru, a zarazem współwłaścicielka całego przedsięwzięcia, wraz z mężem kupili trzy sąsiadujące posesje właśnie ze względu na owe piwnice. Po ich połączeniu stworzyli jedną wielką podziemną przestrzeń, w której może zmieścić się kilkadziesiąt tysięcy butelek wina (oraz kilka stołów degustacyjnych dla gości). Doprawdy niecodzienne miejsce na delektowanie się lokalnym winem!

Jeszcze kilka słów o tokaju

Sącząc wina od Macika dowiedzieliśmy się co nieco o historii regionu. Tokaj jako region podobno od zawsze posiadał silną tradycję i jednolitą historię. W pewnym momencie został sztucznie przedzielony granicą państwową. Mimo tego, do dziś tokajscy winiarze współpracują ze sobą, dzielą się wiedzą i regularnie się odwiedzają. Patriotyzm regionalny jest tu dużo silniejszy niż ten narodowy. Słowacko-węgierski region spaja również geologia. Tak zwany tuf, czyli rodzaj wulkanicznej skały, jest nieodzownym składnikiem gleb, na których uprawiane są winogrona pod wyrób tokaju.

Tradycyjna metoda wyrabiania tokaju nie ucierpiała podczas zawirowań politycznych ostatnich stuleci. Tokaj nadal robi się tak jak za czasów sarmackiej Polski. Samorodni robiony jest z mieszanki zwykłych winogron jak i tych zakażonych szlachetną pleśnią. W zależności od proporcji zdrowych i spleśniałych winogron, można zrobić słodkie lub wytrawne wino (porównywalne do wytrawnych sherry). Z kolei Tokaj Aszú  to ten, w którym grona z pleśnią są wybierane ręcznie. Następnie lądują one w koszach (puttonyos) po 25 kg i są dodawane do bazowego wytrawnego wina. Im więcej koszy zużyje się na 136 litrów wina, tym słodszy i droższy będzie tokaj. Liczba koszy zawsze podana jest na etykiecie.

Esencją tokaju jest to co dzieje się później. Wina trafiają do piwniczek, gdzie panuje 85% wilgotność. Wilgoć i ciemność sprzyjają rozrostowi gigantycznych rozmiarów pleśni niezbędnej do starzenia i ewolucji tokaju. W przeciwieństwie do techniki używanej przy leżakowaniu typowego wina, butelki tokaju przechowuje się na stojąco. Ułatwia im to oddychanie i kontakt z pleśnią. Korek pozostaje zwilżony dzięki samej wilgoci w piwnicy (zazwyczaj osiągane jest to poprzez horyzontalną pozycję butelki). Co ciekawe, wszystkie butelki zaopatrzone są w plastikowe zawieszki ułatwiające identyfikację, gdyż etykiety w takich warunkach bardzo szybko niszczeją.

Teraz czas przejść do win od Tokaj Macik, a było ich aż osiem:

BIO MUŠKÁT ŽLTÝ 2023 – w piwnicznym mroku oświetlonym światłem świec trudno było określić kolor wina. Bukiet za to typowy dla muskatu, winogronowy i bzowy, bardzo aromatyczny. Świeży i wytrawny z nutami mentolu i anyżku. Dominujące akcenty smakowe to cytrusy – grejpfrut i limonka. Wino przyjemne, ale dość jednowymiarowe. 6.90 €, ~30 zł.

MONO Furmint 2022 – w porównaniu do poprzedniego wina, tutaj zapach zdecydowanie mniej aromatyczny, wyczuwalne nuty petroleum. Wysoka kwasowość. Główne nuty smakowe to cytryny i zielone jabłko. Skądinąd niezapomnianym aspektem tego wina jest sama butelka. Została wykonana w Bordeaux, gdyż miejscowi dostawcy nie mogli podołać szczegółowym wymaganiom. Etykieta jest naniesiona sprayem, a do tego korek jest szklany. Jest to jedyne słowackie wino prezentowane na wystawie w Bordeaux.

ROŇAVA 2016 – kupaż 85% furmintu i 15% lipoviny. Bardzo dojrzałe wino. Zadziwiająco rozbieżny smak i zapach, sugerujący dużą zawartość cukru i alkoholu, przy czym wino jest bardzo wytrawne i o normalnych procentach. Na nosie trochę jak sherry, dojrzałe jabłka i śliwki. Skoncentrowane dojrzałe jabłka w smaku. Kwasowość nadal utrzymana. Nazwa wina, Roňava, pochodzi od pobliskiej, sztucznie wytyczonej rzeki, będącej granicą z Węgrami.

TOKAJSKÉ SAMORODNÉ SUCHÉ 2005 – wino już prawie 20 letnie, ale w świetnej formie. Wydaje mi się, że to następny, lepszy stopień Roňavy. Smaki podobne, ale bardziej wyrafinowane i eleganckie, do tego wyczuwalne nuty wanilii i herbatników. Zabutelkowane w typowej dla tokaju półlitrowej butelce. Najczęściej podawane jako wytrawny aperitif.

MONO Lipovina 2019 – wino posiadające 30 g rezydualnego cukru, więc może być określone półsłodkim. Akacja, lipa i miód to wiodące nuty. Zazwyczaj nie jestem fanem tego typu win, ale tutaj słodkość nie była mdła i odrzucająco landrynkowa (brrr…) O dziwo wyczułem nawet nutę pieprzowości. To niewymagające wino powinno przypaść większości do gustu.

TOKAJSKÉ SAMORODNÉ SLADKÉ 2011 – słodka odsłona samorodnego tokaju, co od razu łatwo zgadnąć po zapachu. Wyczuwam tutaj pomarańcze, dojrzałe jabłka i nutę anyżku czy mięty. Dobry balans kwasowości i słodkości. Na degustacji było podane z serem ementaler, co okazało się pięknym połączeniem. Myślę, że bardzo dobrze pasowałoby też do zupy cebulowej. Duży potencjał do starzenia.

BOTRIS LATE HARVEST 2019 – furmint i lipovina w kupażu pół na pół. Jak sama nazwa wskazuje wino zrobione z gron zakażonych szlachetną pleśnią. Posiada 81 g rezydualnego cukru. Nietypowe na nosie – dla mnie czuć było benzynę i kiszone ogórki. Bukiet ostro kontrastował ze słodkim, miodowym smakiem. Nie sądzę, że jest to wino dla mnie. Ciekawostką było to, że właśnie to wino upatrzył sobie zaopatrzeniowiec Watykanu i już od lat przyjeżdża do Tokaj Macik po kilka skrzynek, którymi potem raczy się duchowieństwo.

TOKAJSKÝ VÝBER 3 PUTŇOVÝ 2009 – 65 g rezydualnego cukru. Wino z mocnymi smakami dojrzałych owoców, ale słodkości wywołanej zawartością cukru nie czuć. Ciekawe nuty takie jak masło shea, czy może owoce w czekoladzie, ale też suszone owoce takie jak rodzynki czy figi. Podane z gorzką czekoladą, co było bardzo trafnym zestawieniem. Wino obecnie piętnastoletnie, ale jeszcze z długą przyszłością przed sobą.

Co za miejsce!

Tokaj Macik totalnie mnie zaskoczył. Po pierwsze, pod zwykłym na pierwszy rzut oka gospodarstwem ukrywa prawdziwą skarbnicę winiarskich bogactw. Po drugie, zgodnie z kilkusetletnią tradycją regionu, wykorzystuje podziemne warunki rodem z filmu grozy do produkcji pierwszorzędnego słodkiego wina. Jak się okazuje pleśń jest pożądana nie tylko przy wyrabianiu serów – tokaj też jej potrzebuje. Przysłowie o książce i okładce samo nasuwa się na myśl…Co tam Sauternes czy Vin Santo, kiedy w pobliżu mamy słowacki tokaj!

Mroczna słodycz słowackiego tokaju Read More »

A photo of English countryside.

Nowe pole w odwiecznej rywalizacji – angielskie wino musujące

Bąbelkowa rywalizacja po dwóch stronach Kanału La Manche

Ten kto spędził trochę czasu z Brytyjczykami albo Francuzami musiał w pewnym momencie być świadkiem tego jak przedstawiciele tych narodów mówią o sobie nawzajem. Nie jest to może otwarta wrogość czy krytyka, ale raczej lekko zawoalowana drwina i lekceważenie.To współczesne pozostałości trwającego już całe millenium konfliktu. Przez setki lat kolejne wydarzenia splatały losy tych dwóch narodów ciągle dolewając oliwy do ognia. Co ciekawe, dopiero w XIX-tym wieku brytyjscy monarchowie zaprzestali swojej kilkusetletniej tradycji wołania się również królami Francji.

Jednak w dziedzinie produkcji wina prym zawsze wiodła Francja. A Brytyjczykom jakoś to szczególnie nie przeszkadzało, gdyż od setek lat pozostają w czołówce światowych importerów francuskiego wina (obecnie zajmują drugie miejsce). Ostatnie lata pokazują jednak, że nawet ten ustalony porządek w świecie wina może ulec zmianie. Napędzany ocieplającym się klimatem przemysł winiarski w Wielkiej Brytanii  przeżywa teraz prawdziwy rozkwit. Jakby tego było mało królują tam wina musujące! Angielski przemysł winiarski jest skoncentrowany na południu kraju, gdzie charakter gleb, a teraz także klimat, jest praktycznie taki sam jak w Szampanii, w której z roku na rok robi się za gorąco. Tak więc Brytyjczykom udało się wbić kolejną szpilę swoim południowym sąsiadom. Od niedawna mają podstawy, żeby twierdzić iż robią wino lepsze niż sam champagne! A jak nie lepsze, to chociaż równie dobre.

Winiarnia Chapel Down w Kencie

Będąc w Wielkiej Brytanii postanowiłem przekonać się na własnej skórze, to znaczy języku, czy te pretensje mają jakiekolwiek ugruntowanie w rzeczywistości. Na spotkanie ze światowej klasy winem musującym z UK wybrałem się do Chapel Down. Jest to producent mogący pochwalić się wieloma osiągnięciami. Na przykład w 2011 ich wino serwowane było na weselu księcia Williama i Kate Middleton. Tak więc po zarezerwowaniu wycieczki połączonej z degustacją, skierowałem się do regionu North Downs w hrabstwie Kent, nazywanego też „ogrodem Anglii”.

Winnica Chapel Down jest położone na typowej angielskiej wsi. Wszędzie dookoła tylko wąskie, kręte drogi i falujące wzgórza. Podczas wycieczki zajrzeliśmy na kilka parceli różnych szczepów dojrzewających winogron oraz obejrzeliśmy samą winiarnię. Chapel Down do produkcji swoich win musujących używa tzw. metodę tradycyjną lub szampańską. Swoją drogą, ciekawe co francuscy winiarze myślą o takim „zapożyczeniu” swoich branżowych tajników. W każdym razie, oprócz win musujących winiarnia oferuje też wina białe i różowe.

Poniżej przygotowałem selekcję win z repertuaru Chapel Down, które miałem okazją spróbować:

Classic Non Vintage Brut – świeży i orzeźwiający. Bąbelki miękkie i nienachalne. W smaku sporo zielonego jabłka, trawy cytrynowej i limonki. Mocno wytrawny z owocowymi nutami. Bardzo porządne wino, które spokojnie może konkurować z niejednym szampanem. 

English Sparkling Rosé Non Vintage – sporo podobieństw do wina opisanego powyżej, ale tu profil owocowy zdominowany jest przez truskawki, maliny i nutę rabarbaru. Dość znaczna kwasowość.

English Rosé 2021 – dość anemiczny kolor i w sumie niewiele nut smakowych. Głównie wysoka kwasowość, nuty różowego grejpfruta i może trochę poziomek. Dość płaskie i jednowymiarowe. Dla mnie osobiście najsłabsza pozycja z całej degustacji.

Bacchus 2021 – jedno z lepszych win. Miałem okazję spróbować jeszcze innych roczników i wszystkie utrzymują dobry poziom. Kolor praktycznie przezroczysty. W zapachu intrygujące domieszki kwiatowe, zwłaszcza bzu. W smaku brzoskwinia, melon, a także nuty tropikalne. Silna kwasowość była pozytywnie orzeźwiająca. Moja przychylna recenzja w tym wypadku może wynikać z tego, że jestem wielkim fanem Bacchus’a. Przy okazji polecam również ten sam szczep w angielskim wykonaniu od Winbirri Vineyard z Norfolk.

Pinot Blanc 2018 – kolejne bardzo dobre białe wino od Chapel Down. W zapachu czujemy owoce takie jak gruszka czy morele. W smaku sporo melona i jabłek. Trochę nut miodowych dodaje temu winu swoistego wyrafinowania.

Werdykt

Czy zatem Kent ma szansę zdetronizować niekwestionowany dotąd prym Szampanii w świecie win musujących? Byłoby to wiekopomne wydarzenie i godny wyczyn w historii angielsko-francuskiej animozji. Zasadniczym pytaniem jest czy Anglicy mają wystarczający budżet marketingowy, żeby uszczknąć trochę z rynku na którym francuska marka od stuleci dystansuje konkurencję, skrupulatnie budując swój prestiż nieodzownie kojarzony z luksusem i świętowaniem specjalnych okazji. Choć sama jakość wina, może być pobocznym czynnikiem w tym wyścigu to ja uważam, że przy zwiększonej dostępności coraz więcej ludzi będzie próbować i wracać do English Sparkling zamiast Champagne. Cheers!

Nowe pole w odwiecznej rywalizacji – angielskie wino musujące Read More »

Wine shop in Eger.

Bycza Krew w XXI wieku – Eger, Węgry

Jak pisał Robert Makłowicz w Café Museum, aby poczuć źródlane odrodzenie trzeba najpierw wstąpić na drogę autodestrukcji. Pięknym miejscem do przetestowania tej tezy jest winiarskie miasto Eger na Węgrzech. Położone w północnej części kraju, słynie ono z licznych leczniczych gorących źródeł i jeszcze liczniejszych winiarni. Jedne i drugie znajdziemy dosłownie na każdym kroku. Zapraszam na nieWinną Podróż „do wód” w stylu dziewiętnastowiecznej arystokracji, gdzie kuracja polega głównie na rozkoszowaniu się lokalnymi trunkami.

Winiarsko jest to zdecydowanie ciekawy region, szczególnie dzięki lokalnej apelacji Egri Bikavér, czyli Byczej Krwi. To hasło z pewnością wywołuje okropne skojarzenia u wielu osób, które miały okazję uraczyć się winem pod tą etykietą w czasach PRL (mnie niestety ominęła ta „przyjemność”). Jeden z egerskich winiarzy opowiadał mi, że w czasach swojej młodości pił Byczą Krew tylko mocno uzupełnioną colą. Dawno temu, mój ojciec wlewając to w gardło zakrzyknął, że nigdy w życiu nie będzie pił wina. Nie do końca podtrzymał swoje postanowienie, ponieważ teraz jest winnym miłośnikiem. Traumatyczne wspomnienia jednak pozostały…

Czy więc wspomniany urok Eger związany jest z tym wstrętnym pseudo winem? Zupełnie nie! Na szczęście, to przykre dziedzictwo należy już do przeszłości. Wraz z zamknięciem lokalnego konglomeratu Egervin masowo produkującego wino od którego włos sam jeżył się na głowie, oraz w wyniku zmian politycznych, do regionu powrócili mniejsi winiarze. A im zależy na tym, aby odpowiednio wykorzystać walory okolic Eger i ponownie stworzyć pięknie starzejące się, wyraziste i złożone wina. Tradycja winiarska sięga tutaj czasów średniowiecza i została tylko chwilowo zaburzona w dwudziestym wieku.

Jednym z przykładów dobrze obrazujących lokalną historię jest winiarnia Tóth Ferenc. Pan Tóth Ferenc urodził się w winiarskiej rodzinie, która w latach 50-tych straciła cały swój majątek. W latach 80-tych udało im się rozpocząć powolny proces odrodzenia, aż do obecnej 25-cio hektarowej winnicy. Był to obowiązkowy punkt w planie mojej wycieczki (pierwszą butelkę z tej winiarni kupiłem w Salonie Win Karpackich). Drugim miejscem, o którym warto wspomnieć jest St. Andrea. Według światowych krytyków właśnie ta winiarnia produkuje najlepsze wino w Eger, St. Andrea Agapé.

Zanim przejdziemy do konkretnych win z obu winiarni, może jeszcze kilka słów o tym, czym dokładnie jest Egri Bikavér/Bycza Krew. To czerwone wino musi być skomponowane z minimum trzech, a maksymalnie trzynastu szczepów. Bazą zawsze jest Kékfrankos (znany też jako Blaufränkisch). Inne najczęściej dodawane szczepy to Merlot, Cabernet Sauvignon, Syrah, Pinot Noir czy Kadarka. Wino robione jest w trzech odsłonach: Classicus, Superior i Grand Superior. W zależności od wybranego kupażu różne odsłony Byczej Krwi różnią się ilością winogron użytych do produkcji, sposobem starzenia i ostatecznie osiągają właściwą dla siebie desygnację.

A teraz Egri Bikavér’y, które spróbowałem:

Áldás, Egri Bikavér Superior, St. Andrea, 2022 – jest to podstawowy Egri Bikavér od St. Andrea stworzony z mieszanki różnych terroir, lecz wszystkie z nich oparte są na glebach wulkanicznych. Blend siedmiu różnych szczepów. W zapachu jest intensywnie owocowy. W smaku dominuje czerwona porzeczka i wiśnia oraz znośna kwasowość. Dość miękkie taniny sprawiają, że wino dobrze się pije pomimo młodego wieku.

Merengő, Egri Bikavér Superior, St. Andrea, 2021 – mimo tej samej klasy co Áldás (Superior) to wino zdecydowanie z wyższej półki. Jest dużo lepiej zbudowane, o pełnym ciele. Nadal wyczuwam czerwone porzeczki, lecz wyraźnie przebijają się też smaki tytoniu, czekolady czy pieprzu. Jest to wino bardziej złożone i eleganckie. Taniny są znośne, ale jednak dość zielone, co wskazuje, że wino zdecydowanie stanie się przyjemniejsze z wiekiem.

Igazán, Egri Bikavér Grand Superior, St. Andrea, 2016 – tutaj mamy do czynienia z winem oznaczonym jako Grand Superior. Pochodzi z jednego wybranego terroir, położonego na wzgórzu i posiadającego gleby wapienne. W niektórych aspektach wino jest podobne do swoich młodszych kolegów – zachowało świeżość i znaczną kwasowość. Jednak czuć dojrzalszy wiek i wyrafinowanie. Dominują smaki dojrzałych owoców, mamy tu więcej śliwek i czarnej porzeczki.

Várvédő, Egri Bikavér Superior, Tóth Ferenc, 2018 – wina Tóth Ferenc’a charakteryzowały się przeszywająca kwasowością. To sześcioletnie wino, mimo że spędziło dwa lata w dębowej beczce i mialo 15% zawartości alkoholu, zachowało ciekawą świeżość. Wino jest dobrze zbudowane o pełnym ciele. W zapachu wyczuwam ściółkę leśną i mokre drewno. Oprócz borówek czy czarnej porzeczki, jest też wyraźny smak czekolady.

Síkhegy, Egri Bikavér Grand Superior, Gál Tibor, 2018 – klasa Grand Superior w bardzo przystępnej cenie. Wino, jak na tę kategorię przystało, jest złożone, eleganckie i mocno zbudowane. Wybrane z terroir Síkhegy zdominowanego przez gleby gliniane jest to kupaż pięciu szczepów. W smaku wyraźne śliwki, borówki, ale też kawa czy dym.

Egri Hegybíró Bora, Egri Bikavér, Dula Pincészet, 2012 – najstarszy Egri Bikavér jakiego udało mi się spróbować podczas tej wycieczki. Cena (mniej niż 50 zł. w sklepie, a 60 parę w miejscowej restauracji) była równie zaskakująca jak to co spotkało mnie po otwarciu butelki. Chociaż z racji na wiek wino stało się lżejsze to nadal utrzymuje swoją złożoność i niuanse różnych smaków. Dominują tu nuty gorzkiej czekolady i mokrej ziemi, ale nadal wyczuwam wyraźne smaki śliwek i jeżyn. Pasowało wyśmienicie do dań z królika i jelenia! Zdecydowanie polecam. À propos, ceny jedzenia i picia w Eger są bardzo przyjazne dla polskiego portfela.

A co z tymi gorącymi źródłami i kuracją? Muszę przyznać, że po dwóch dniach intensywnej degustacji wypad do gorących basenów przy naturalnie występującym wzgórzu solnym (mini wersja tureckiego Pamukkale) był strzałem w dziesiątkę. Po trzech godzinach leżenia w śmierdzącej siarką wodzie i wygrzewaniu się pod mocnym kwietniowym słońcem, wyszedłem jak nowo narodzony, gotowy by zmierzyć się z kolejnymi dobrymi butelkami Byczej Krwi. Mam nadzieję, że pan Makłowicz byłby ze mnie dumny.

Bycza Krew w XXI wieku – Eger, Węgry Read More »

Alto Adige view.

Alto Adige / Südtirol – włoskie Niemcy czy niemieckie Włochy?

Moja ostatnia nieWinna Podróż zabrała mnie na północ Włoch. Przynajmniej tak wskazywały mapy i znaki drogowe. Jednak autonomiczny region Górnej Adygi to z pewnością miejsce wielu niuansów i bardzo wyraźnej wielokulturowości.

Według oficjalnych statystyk włoski jest pierwszym językiem dla 62% mieszkańców, a niemiecki dla 30%. Podczas moich dwóch dni spędzonych w regionie, niemiecki zdawał się przeważać. Tak, zdarzało się okazjonalne ciao i grazzie, ale gdy kierowaliśmy się na zachód ustąpiły one zupełnie na rzecz przyjaznego Grüß Gott. Większość fachowców ogłaszając swoje usługi na samochodach raczej wybrała niemiecką wersję języczną, w odróżnieniu do oficjalnych znaków, które zawsze były w dwóch językach. Za to styl jazdy na drogach był zdecydowanie włoski – raptowne wyprzedzanie, siedzenie na zderzaku i nieprzestrzeganie ograniczeń prędkości były na porządku dziennym.

Klimat Górnej Adygi to też ciekawa mieszanka. Był marzec, więc nadal było dość chłodno, wokół górowały alpejskie ośnieżone szczyty. Jednak nad Lago di Caldaro (Kalterer See) w najlepsze rosną sobie palmy, a na rynku w górskim miasteczku nic nie robiąc sobie ze śniegu dojrzewają cytryny. Kolejny aspekt to lokalna kuchnia. Chociaż udało nam się znaleźć miejsce z pizzą i makaronem to jednak łatwiej było trafić na Gasthaus ze sznyclem i piekarnię w niemieckim stylu pełną pączków i makowców. Za to ekspres do kawy w hotelu, na żądanie Kaffe, wydawał około 5 ml bardzo esencjonalnego (i jakże typowo włoskiego!) espresso.

W takim razie czy to niemieckie Włochy czy włoskie Niemcy? Szczerze mówiąc, nie wiem czy da się jasno skategoryzować i określić ten region. Jest to miks przynajmniej dwóch kultur, które stworzyły coś zupełnie nowego, selektywnie czerpiąc z różnych wpływów i dostosowując to do lokalnego charakteru.

Te wpływy muszą też odbić się na miejscowej tradycji winiarskiej. Wśród winiarni nie brakuje niemiecko brzmiących nazw, a w samym winie zdecydowanie czuć macki zimnego klimatu. Najbardziej znane są wina białe, jak na przykład aromatyczne i pieprzowe Gewürztraminery z wioski Tramin, która chełpi się, że to właśnie ona wydała na świat ten znany szczep. Chociaż są ciekawe odstępstwa od tej reguły. Na przykład, Kalterersee to typ lokalnego czerwonego wina wyrabianego z rodzimego szczepu, Vernatsch, rosnącego wokół jeziora Kalterersee (Lago di Caldaro). Lagrein to kolejny lokalny szczep służący do wyrobu czerwonych win. Dość powszechne są również międzynarodowe szczepy – Chardonnay, Pinot Noir czy Merlot.

Koniecznie muszę wspomnieć o naprawdę dramatycznym krajobrazie, którego częścią są uprawiane tam winogrona. Jak okiem sięgnąć praktycznie każda dostępna przestrzeń wykorzystana jest na uprawy. W pejzażu można wyróżnić kolejne warstwy. Na płaskich polach w dolinach dominują sady owocowe, wzgórza za to są głównie pokryte rzędami winogron, uprawianymi w bardzo różny sposób. Wyżej jest tylko pasmo lasu i gołe skały na szczytach. Stromizna niektórych pagórków z powodzeniem dorównuje imponującym winnicom Niemiec czy Francji.

Podczas mojej podróży wstąpiłem do dwóch winiarni, Castel Sallegg w Caldaro i Elena Walch w Tramin. W obydwu bez problemu udało się zdegustować kilka win bez wcześniejszego umawiania i bez opłat. Jak zawsze we Włoszech trzeba uważać na godziny otwarcia, bo (jakżeby inaczej!) większość lokali usługowych ma dwugodzinną sjestę w ciągu dnia.

W Castel Sallegg postawiłem na wina czerwone, próbując tylko dwóch białych: Sauvignon Blanc 2022 i Gewürztraminer 2022. Wina były bardzo ciekawe, gdyż miały charakterystyczny dla tych odmian zapach. Kwiatowy dla Sauvignon i różany dla Gewurza. W smaku za to były zupełnie inne od win robionych na podstawie tych szczepów we Francji czy Nowej Zelandii. Sauvignon było głównie wytrawne i mineralne z tylko lekką nutą owoców cytrusowych. W Gewürztraminerze z jednej strony czuć było owoce, a jednak dominowały smaki drożdży z interesującą goryczką, czy wręcz pieprznością.

Z czerwonych spróbowałem Pinot Noir 2022 (stalowe kadzie), Pinot Noir Serenis 2019 (dębowe beczki), Merlot Serenis 2019 (dębowe beczki) oraz zrobione z lokalnych szczepów Lagrein 2022 (stalowe kadzie) i Bischofsleiten 2022 (czyli tamtejsze Kalterersee, także robione w stalowych zbiornikach). Większość tych win była lekka, świeża i dość wyraźnie kwasowa. Niezbyt owocowe, niestety z dość ograniczoną gamą smaków. Wina, które przeszły leżakowanie w dębowych beczkach bardziej przypadły mi do gustu ze względu na większą elegancję i wielowymiarowość. Bischofsfleiten zaciekawiło mnie najbardziej, było unikatowe i dobrze wyrażało charakter regionu. Jest to bardzo lekkie i owocowe czerwone wino, o prawie przezroczystym kolorze. Dominują nuty poziomek i truskawek oraz spora kwasowość. Najlepiej smakuje schłodzone. Podobno bardzo dobrze pasuje do wielu dań, w tym nawet ryb!

Po doświadczeniach i radach z Castel Sallegg, w winiarni Elena Walch skupiłem się na winach białych ze średniej i wyższej półki. Wina były zrobione z różnych szczepów więc naturalnie się różniły, ale miały jedną łączącą je cechę – były bardzo „eleganckie”. To dość niejasne określenie, lecz takie wrażenie przychodziło mi od razu na myśl pijąc te wina. Były złożone, nieprzesadzone pod żadnym względem, miały subtelną klasę. Moje wrażenia:

Single Vineyard Kristallberg Pinot Bianco 2022 – miodowo-kwiatowy zapach. Smaki dość mineralne z nutą niedojrzałej gruszki. Lekka goryczka.

Chardonnay Cardellino 2022 – zapach drożdży i bułki brioszki. Smaki maślane i drożdżowe przełamane owocami cytrusowymi. Przyjemnie wypełniające usta.

Gewürztraminer Concerto Grosso 2022 – zapach typowy dla tego szczepu, mango, liczi i róża. W smaku trochę owocowych nut, ale jednak przełamane pewnego rodzaju ostrością, nadającą temu winu bardzo ciekawy charakter. Dość pełne i dające słodkie uczucie, pomimo minimalnej zawartości cukru. Zupełnie inne niż „typowy” Gewürztraminer.

Rodzynkiem tej degustacji było porządne czerwone wino, Lagrein Riserva Castel Ringberg 2021, które spędziło 20 miesięcy w dębowych beczkach. Charakteryzowało się bardzo wyraźnym zapachem i smakiem czarnej porzeczki. Miało także mocne taniny, które potrzebują jeszcze kilku lat żeby zmięknąć i nadać temu winu głębszy smak.

Alto Adige / Süudtirol to bardzo ciekawy region łączący w sobie na pierwszy rzut oka tak różne światy, germański i włoski. Blisko, jeżeli wybieracie się na narty do Włoch. Z całej wyprawy największe wrażenie zrobiły na mnie widoki i krajobraz: wysokogórskie przełęcze pokryte tajemniczą warstwą chmur i stoki usiane drzewkami owocowymi i winoroślą. Wino było okey, nic dodać, nic ująć. Kupiłem kilka pamiątkowych butelek, zwłaszcza Kalterersee, ale to tyle. Ten styl to raczej nie moja bajka. Myślę, że muszę chyba odwiedzić inne północno włoskie regiony. Może następnym razem Barolo?

Alto Adige / Südtirol – włoskie Niemcy czy niemieckie Włochy? Read More »

View of Znojmo cathedral.

Degustacja dla każdego na Morawach!

Ostatnio miałem okazję odwiedzić jeden z winnych regionów naszych południowych sąsiadów, a mianowicie czeskie Morawy. Wizytę umilały piękne widoki wiejskiego krajobrazu i średniowiecznych miasteczek, lecz przede wszystkim świeże białe wina od lokalnych producentów. To świetny region, który powinien zadowolić nawet najbardziej wymagających miłośników wina. Szczególnie biorąc pod uwagę, że wypad na Morawy można rozszerzyć o wycieczkę do nieodległych Wiednia lub Pragi i tam skorzystać z bogatej oferty kulturalnej (lub z jednego z wielu klimatycznych wine barów).

Z całej wyprawy największe wrażenie zrobił na mnie wine bar w Znojmie – Enotéka znojemských vín. Enotéka mieści się w dziewiętnastowiecznym budynku starego browaru, położonym malowniczo na skarpie nad rzeką Dyją. Odnowiony w modernistycznym stylu, z dużą ilością nagiego betonu, stwarzał ciekawe tło do degustacji. W ofercie można tam znaleźć ponad 120 win z małych i dużych morawskich winiarni. Tak duża liczba win to już coś, jednak jeszcze bardziej interesujący był sam sposób w jaki owe wina się próbuje. Na wejściu dostajemy pusty kieliszek oraz coś w rodzaju karty kredytowej, którą najpierw należy nabić wybraną przez siebie kwotą. Następnie, udajemy się do rzędów dystrybutorów w których chłodzą się dziesiątki butelek wina i za pomocą naszej karty nalewamy sobie wybrane wino. Najmniejsza dostępna ilość to już 20 ml (około dwa łyki). Jeśli coś nam zasmakuje, rzecz jasna możemy nalać sobie więcej. Naprawdę niezła zabawa! Uzbrojeni w rozległą kartę win i ołówki, razem ze znajomymi ruszyliśmy buszować od kranika do kranika.

Uważam, że taka metoda degustacji bardzo sprzyja łatwemu „wejściu’’ w świat wina, bez względu na posiadaną dotąd wiedzę i doświadczenie. Znacząco różni się to od bardziej „tradycyjnych’’ (i często sztywnych) degustacji i dodatkowo jest też przyjazne dla portfela. Bez formalnych ram białych obrusów i eleganckiej obsługi dużo łatwiej jest się zagłębić w swobodne odkrywanie różnych szczepów, stylów czy różnic pomiędzy rocznikami i producentami. Takie podejście zaproponowane przez czeską enotekę zasługuję na dużą pochwałę za pomysłowość, ale też za udemokratycznienie dostępu do świata wina. Brawo!

Jak można sobie wyobrazić wieczór minął mi bardzo szybko i ostatecznie spróbowałem 14 różnych win. Te, które najbardziej się wyróżniły to:

Thaya Vinarstvi, Apri Chardonnay z 2018 roku – zadziwiająco dobre Chardonnay. Świetna równowaga kwasowości i kremowości. Wino odznaczało się ciekawymi nutami wanilii i bananów oraz owoców cytrusowych, cytryny i grejpfruta. Choć miało już swoje lata jak na białe wino, to wydaje mi się, że za kilka lat może pokazać jeszcze więcej.

Arte Vini, Pinot Noir z 2019 roku – porządne Pinot, charakterystyczne dla chłodniejszego klimatu. Lekkie i świeże z nutami wiśni i malin oraz ledwo wyczuwalnym akcentem dębu i tytoniu.

Vinne Sklepy Lechovicé, Cabernet Sauvignon Sladke Ledove z 2013 roku – wino lodowe zrobione z Cabernet Sauvignon. Miało sporą zawartość cukru (ponad 200g/l). Na szczęście słodycz nie przyćmiła innych doznań. W smaku dominowały śliwki i czarna porzeczka z lekką domieszką miodu i pomarańczy.

Enotéka znojemských vín – gratulacje, naprawdę dobra robota!

Degustacja dla każdego na Morawach! Read More »

×