Winnica Płochockich – świętokrzyska perełka

Sad w świętokrzyskim.

Tradycja i zwyczaje związane z piciem wina nieustannie ewoluują. Są miejsca takie jak Włochy czy Francja, gdzie tradycja zarówno winiarstwa jak i picia wina jest silnie ugruntowana. Mamy również miejsca takie jak Polska, gdzie w historycznych tekstach może i pojawiają się wzmianki o „węgrzynie” i „burgundzie”, niemniej jednak dziś tradycja winiarska dopiero się rodzi (lub odradza). Naturalnie, kultura picia wina w Polsce rozwija się teraz zdecydowanie szybciej niż chociażby 20 lat temu. Dotychczasowa bariera, którą napotykali polscy miłośnicy wina, czyli brak dobrego produktu na półce, na szczęście już nie jest problemem. Jednakże tradycja uprawiania winorośli i winiarstwa (ograniczonego do winogron!) zmaga się z dodatkowymi wyzwaniami – klimatycznymi, technicznymi, finansowymi czy prawnymi (takimi jak na przykład ważna ustawa z 2008 roku, która umożliwiła producentom sprzedaż wina pochodzącego z własnej uprawy). Sprawia to, że wielu polskich producentów wina oscyluje jeszcze na dość przeciętnym poziomie. Na nasze szczęście znajdą się też przykłady robiące bardzo duże wrażenie! Dlatego dziś ruszamy do ukrytej pośród falujących, świętokrzyskich wzgórz, Winnicy Płochockich.

Winnica Płochockich to przedsięwzięcie prowadzone przez małżeństwo Barbarę i Marcina Płochockich. Trzecia zarejestrowana w Polsce winnica, została założona w 2006 roku. Znajduje się w malowniczo położonej wsi Daromin w okolicach Sandomierza. Zachęcam do zapoznania się z bardzo ciekawą i nieoczywistą historią winiarskiej pasji Państwa Barbary i Marcina. Samochodem z Warszawy i Krakowa dotrzemy do Daromina w niecałe trzy godziny. Do winiarni można wpaść żeby kupić wino, na wycieczkę z degustacją lub nawet aby zostać na noc, śpiąc wprost nad leżakującym i fermentującym winem! Co więcej, dzięki uprzejmości gospodarzy goście mogą się również wybrać na spacer wśród rzędów rosnących nieopodal krzaków winorośli. Uwaga! Silne doznania estetyczne gwarantowane. My wybraliśmy się tam w okolicy majówki co oznaczało, że winogrona tak naprawdę dopiero budziły się do życia, a koloru w pejzażu dostarczały kwitnące w pobliżu sady owocowe.

A teraz przejdźmy do wina. Winnica Płochockich mimo swojego dość niedużego rozmiaru (7 hektarów) ma bardzo szeroką gamę win, zarówno białych jak i czerwonych. Uprawianych jest 20 różnych szczepów winogron. W tym znane odmiany międzynarodowe, takie jak Pinot Noir czy Riesling, ale też bardziej niszowe szczepy jak Hibernal Solaris czy Johanniter. Mimo iż białe wina zdecydowanie wiodą prym, to tak naprawdę każda butelka dostarcza przyjemnych doznań. Niestety, nie można tego powiedzieć o wszystkich winach jakie próbowaliśmy w kilku okolicznych winnicach. Może kiedyś o tym napiszę, ale na razie chyba jednak warto skupić się na jednym bardzo dobrym przykładzie, żeby za wcześnie nie zrazić enoturystów poszukujących lokalnych doznań. Dzięki gościnności Pani Barbary mieliśmy okazję spróbować ciekawą selekcję win. Poniżej omawiam te, które zrobiły na nas największe wrażenie.

Ma Fo i Rodo to dwa czerwone wina. Ma Fo zrobione jest ze szczepów Frontenac i Marechal Foch. Rodo to kupaż Rondo, Marechal Foch, Regent i Cabernet Cortis. Przyznam szczerze, że pierwszy raz w życiu usłyszałem o tych odmianach winogron. Jednak efekt końcowy to bardzo zadowalające wina. Zdecydowanie czuć, że winogrona rosną w chłodnym klimacie, ale posiadają zadziwiająco złożony charakter. Ma Fo jest mocniej zbudowane i charakteryzuje się smakami ciemnych owoców, śliwek i borówek, oraz nutami wanilii. Rodo jest lżejsze i świeższe, z wyraźnymi smakami wiśni i czerwonej porzeczki.

Udało nam się też spróbować ostatnie sztuki Pinot Noir z 2020 roku. To jednoszczepowe wino, a jego produkcja wyniosła zaledwie ok. 600 butelek. Problem z dostępnością tego rocznika pokazuje, że wino przypadło do gustu niejednemu smakoszowi, który natknął się na owoce pracy państwa Płochockich. To Pinot jest dość typowym Pinot Noir, co w tym kontekście jest znacznym komplementem! Często próby z tym szczepem w nieoczywistych miejscach kończą się źle. Wina są jednowymiarowe i płaskie. Tutaj mamy lekkość, ale też smaki czerwonych owoców, żurawiny i dojrzałej wiśni, wraz z nutą pieprznej pikantności i przyjemnych tanin. Ciekawe jak wino zmieni się po dodatkowych dwóch czy trzech latach w butelce.

Ucieszyłem się z tak porządnych, zdecydowanie wyróżniających się na polskim rynku, czerwonych win. Jednak najlepsze co piliśmy od Płochockich to wina białe: Hibia i Inspira Volcano. Są to pozycje, które spokojnie mogą konkurować z zagranicznymi winami, nie tylko ze względu na swoje nietypowe pochodzenie, ale przede wszystkim złożoność i głębię smaku. Tak jak w przypadku Ma Fo i Rodo, te dwa białe wina to kupaże.Tym razem trzech i pięciu różnych szczepów.

Hibia to szczepy Hibernal, Solaris, Traminer, Cserszegi Fűszeres i Muscaris. Rezultat to wino o jasnożółtej barwie i bardzo wyraźnych owocowych nutach w zapachu jak i smaku. Wita nas feerią smaków, lecz żaden z nich nie przytłacza, pozwalając delektować się zmieniającym się charakterem. Wyczuwamy tropikalne owoce, takie jak melon czy ananas, razem ze świeżymi smakami jaśminu i róży. Wszystko zbalansowane jest dobrze wyważoną kwasowością. To wino na lato, do picia ze znajomymi, po prostu do delektowania się pięknymi rzeczami w życiu!

Inspira Volcano pokazała zupełnie inny charakter. Stworzona z kupażu Johanniter, Seyval Blanc i Hibernal, jest to poważna butelka. Sprawia sporo przyjemności od razu po wypuszczeniu, lecz dodatkowo posiada też znaczący potencjał do starzenia. Wraz z wiekiem wino dalej się rozwija, a jego smaki ewoluują. Słyszałem, że jeden z pierwszych roczników nawet po ponad 10 latach był tak dobry, że zachwycił akurat będąca w Polsce Jancis Robinson (światowy autorytet w świecie wina). W przeciwieństwie do Hibii, to wino leżakuje 12 miesięcy w dębowych beczkach. Dominują nuty owoców cytrusowych, ale także bardziej balsamiczne, nadające uczucie pełnego i głębokiego smaku. Wino cieszy swoją elegancją i wielowarstwowością.

Ciekawostką jest też to, że w przeciwieństwie do innych winnic w regionie, gdzie znajdziemy dużo win półsłodkich czy półwytrawnych, u Płochockich jednak dominują wina wytrawne. Wyjątkiem od tej reguły jest typowe wino deserowe, Raisins. Podczas produkcji sok wyciskany jest z uprzednio podsuszonych winogron (stąd nazwa), jak robi się to w niektórych regionach Hiszpanii czy Włoch. Pomaga to uzyskać wysokie stężenie cukru i koncentrację smaku. Mimo dużej słodkości, Raisins nadal jest orzeźwiające dzięki odpowiedniej kwasowości. W zapachu i smaku dominują dojrzałe owoce tropikalne, takie jak mango, wyczuwamy też tytułowe rodzynki.

Zastanawiam się, czy to właśnie nie jest najlepszy moment na kupienie kilku butelek zapasu, na przykład Inspiry Volcano czy Pinot Noir? Lub może świeżo wypuszczonego Rieslinga, który przecież powinien dobrze się odnaleźć w chłodnym klimacie południowej Polski. Kto wie, jak daleko ta winiarnia zajdzie za 5, 10 czy 20 lat? Biorąc pod uwagę obecny poziom to wydaje mi się, że daleko. Trudno wyczuć moment bezpośrednio poprzedzający duży rozgłos i popularność. Czy właśnie w tym punkcie znajduje się Winnica Płochocki dzisiaj? Nie wiadomo, ale w ,,najgorszym’’ wypadku zostanę z kilkoma butelkami bardzo dobrego wina do wypicia. A to naprawdę żaden problem!

Więcej nieWinnych Podróży wprost na Twoją skrzynkę? Zapisz się!

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

×